Żałują, przepraszają, biją się w pierś. Ten mecz będzie im się śnił po nocach
Korona nigdy nie była tak bliska zwycięstwa na Łazienkowskiej w Warszawie. Niestety, nawet z Legią grającą w bardzo rezerwowym składzie, żółto-czerwoni nie zdołali zdobyć choćby jednego punktu. – Nie powinniśmy tego meczu przegrać... – powtarzał po spotkaniu Michał Janota.
Pomocnik Korony całą winę widzi w fatalnej postawie drużyny pod bramką przeciwnika w pierwszej połowie. – Do przerwy stworzyliśmy sobie kilka dogodnych sytuacji. Niestety skuteczność jest jaka jest. Przez to dzisiaj przegraliśmy. Mecz potoczyłby się kompletnie inaczej, gdybyśmy wykorzystali swoje sytuacje. A tak Legia wygrała 2:0... Może i tak słabego początku Korona jeszcze nie miała, ale jesteśmy w takiej sytuacji, że musimy zacząć wygrywać. Teraz mamy dwa mecze u siebie z zespołami, które są w naszym zasięgu. Zrobimy wszystko, by w nich wygrać. Zaczęliśmy sobie stwarzać sytuacje, ale szwankuje skuteczność – przyznał Janota.
Kibice za niedzielną porażkę przy Łazienkowskiej winią Jacka Kiełba, który zmarnował kilka dobrych okazji. - Wyszliśmy na ten mecz bardzo zmotywowani i skoncentrowani. Myślę, że to było widać. Nie patrzyliśmy na to, jakim składem wyjdzie Legia, bo nie o to chodzi. Te niewykorzystane sytuacje na pewno będą mi się śnić po nocy, bo to przeze mnie przegraliśmy ten mecz. Gralibyśmy spokojniej, a tak po przerwie popełniliśmy dwa błędy, zdarzyła się chwila dekoncentracji. Wiadomo, że w każdym meczu popełnia się jakieś błędy, ale znowu zapłaciliśmy za nie porażką. Nie jest to łatwe. Musimy się w końcu podnieść – mówił „Ryba”.
Kiełb w rozmowie z dziennikarzami bardzo przeżywał mecz, chwilami łamał mu się głos: - W pierwszej sytuacji Vanja wychodził mi po lewej. Gdybym dziubnął piłkę, a sam poszedł na bramkarza, to on miałby pustą bramkę. Tak jak mówię, to moja wina. W drugiej sytuacji za długo na lewą nogę uciekałem. Będę analizował te sytuacje. Bardzo tego żałuję, już chłopaków przepraszałem. (głębokie westchnięcie). No wiadomo... (machnął ręką ze świeczkami w oczach i odszedł – przyp. red.)
Kolejna szansa na przełamanie w sobotę, gdy Korona zagra u siebie z Jagiellonią Białystok – początek o godz. 20.30.
Z Warszawy Marcin Długosz
fot. Paweł Jańczyk, korona-kielce.pl
Wasze komentarze
I to jest przerażające jak mizerny jest ten "MAX".
to warto się zastanowić nad odmłodzeniem
drużyny.
Świat się przecież nie kończy na ekstraklasie.
A trener niech zostanie i szkoli młodych.
Warto może robić trening strzelecki nasz grajkom
bo mają problem z trafienim do bramki.
A ich wmowa dla Korony jest porażająca.
W 15 ostatnich meczach wygraliśmy dwa razy
i ponieśliśmy dziewięć porażek.
Na 45możliwych do zdobycia punktów "osiągnęliśmy" 13 punktów.
Nie ma się co łudzić ,że się utrzymamy.
Spadek murowany.
Generalnie po takim meczu jak wczoraj każdy z nich powinien poważnie przemyśleć sens swojej dalszej przygody z piłką. Jeśli 15 lat nie robią nic innego jak trenują tylko po to by w odpowiednim momencie zrobić użytek ze swoich umiejętności i bądź trafić do siatki bądź piłkę wybić z dala od swojej bramki a mimo to tego nie są w stanie zrobić to po co się kompromitować.
Dziwi mnie upór Tarasiewicza odnośnie Quatarry. Być może na treningu gość jest nie do przejścia tylko że treninhi to jedno a mecze drugie. Prawdopodobnie gość ma odporność psychiczną na poziomie pierwszoklasistki i nawet najmniejszy stres go zabija. To co zrobił przy pierwszej bramce to jakaś parodia. Z resztą druga także na jego koncie się znajduje, jak gość mógł pozwolić by Saganowski, który w momencie strzału Sa był za nim o jakieś 2m mógł na 10m wyprzedzić go o 5?
Tak nietrafionego transferu nie było chyba nigdy wcześniej, może tylko Paknys się z nim może równać.
Był trener z duszą-ale wąsacz chciał wcisnąć kolegę swata i polował na Ojrzyńskiego aby go wywalić.
Jeżdził na wycieczki do Chin in Angli za nasze pieniądze i mydlił oczy wszystkim,że pojechał szukać sponsora.
To jest pierwszy winowajca gry Korony i sytuacji w jakiej Korona jest.
Jedno to obroncy przy drugiej bramce zawinili, ale drugie to wieksza wina bramkarza. Co to za profesjonalista, ktory ledwo pilke na bok wybija. Trzeba zauwazyc, ze w tym meczu odwazyl sie na pierwsze wyjscie na przedpole w jego kieleciej karierze... Jednak za dobrze mu to nie poszlo. Zalosny jest ten litwin, nie rozumiem jak mozna na niego liczyc. Szkoda gadac
"Pozycja spalona to sytuacja, gdy piłkarz drużyny atakującej, w momencie kierowania do niego podania, znajduje się na stronie boiska należącej do drużyny przeciwnej i jest bliżej linii bramkowej drużyny przeciwnej niż piłka oraz bliżej niż przedostatni zawodnik drużyny przeciwnej" - i tak właśnie było, Vanja był cały czas przed linią piłki. Gdyby Kiełb mu podał byłby spalony.