Dobrowolski: Czasami trzeba stanąć po drugiej stronie barykady
- Nie mogę mieć żadnych sentymentów. Gdyby się pojawiły, to byłbym skończony w tym spotkaniu. Przecież nie mogę myśleć, że wygrywając z AZS-em, przybliżam go do spadku – mówi wychowanek AZS-u Olsztyn, a obecnie kapitan Farta, Maciej Dobrowolski.
Minął już prawie tydzień od waszego heroicznego meczu w Jastrzębiu. Powróciliście już po nim do rzeczywistości?
Maciej Dobrowolski: - Staramy się przejść do porządku dziennego. Fajnie żyje się takimi chwilami, ale czas szybko mija i musimy się skupić na następnym meczu. Radość oczywiście była ogromna, bo w końcu wygraliśmy po dłuższym czasie.
Wydarzenia z ostatnich dni jednak ciągle przywoływały wspomnienie tamtej rywalizacji. Zwłaszcza, że wynik meczu został zweryfikowany z 3:2 na 3:0.
- Najbardziej się cieszę, że wygraliśmy ten mecz. Nie czułbym się komfortowo, gdybyśmy w Jastrzębiu przegrali 0:3, a potem dostali punkty przy zielonym stoliku. Pierwszy raz zdarzyło mi się, że dostaliśmy komplet „oczek” za to, że w drużynie rywali grało za dużo obcokrajowców. Mam nadzieję, że to już po raz ostatni w moim życiu. Przez te kilkanaście lat mojej kariery oczywiście działy się różne rzeczy podczas meczów, takie jak pomyłki przy zmianach i cofanie wyników. Jastrzębianie oczywiście popełnili błąd i musieli ponieść tego konsekwencje. Dobrze, że ten mecz nie decyduje o tym, kto zostanie w PlusLidze, bo wtedy byśmy mieli kaca moralnego.
Tak dziwny błąd gospodarzy był konsekwencją tego, że w tie-breaku graliście tak dobrze?
- Graliśmy równo w przeciągu całego spotkania. Nawet w tym secie przegranym do 12 nie graliśmy tak źle, jak na to wskazuje wynik. To był splot różnych okoliczności, dobrej zagrywki Jastrzębia i ich cudownych obron. Czasami w sporcie jest tak, że nic nie wychodzi i tak było w tej partii. Niemniej jednak było to jedno z naszych najlepszych spotkań w sezonie. Podobne do tego w Olsztynie, gdzie konsekwentnie realizowaliśmy założenia przedmeczowe.
No właśnie, ten Olsztyn kojarzy wam się bardzo dobrze. Najpierw zwycięstwo u siebie 3:1, potem na wyjeździe 3:0. To chyba dla was wygodny rywal.
- Fajnie by było pójść za ciosem i wygrać kolejny mecz. Czy nam leży ten przeciwnik, tak naprawdę okaże się w sobotę. Wieluń też w rundzie zasadniczej dwa razy przegrał z Olsztynem, a w ostatniej kolejce potrafił wygrać na wyjeździe. Nigdy przed meczem nie powiem, że jesteśmy pewniakiem do zwycięstwa. Tak naprawdę w tej lidze nigdy nie byliśmy faworytami i nimi nie będziemy. Cieszą jednak punkty, które zdobyliśmy w kolejnych czterech meczach. Pomimo tego, że przegrywaliśmy tie-breaki, to dopisywaliśmy sobie „oczka” do rachunku. To też buduje morale zespołu. Już teraz można powiedzieć, że jesteśmy ekipą, która z podniesioną głową może walczyć o utrzymanie.
Niemniej jednak niektórzy będą was stawiać w roli faworyta. Wy jednak bardzo tego nie lubicie.
- Na pewno pojawią się głosy z zewnątrz, a nawet z drużyny, że jesteśmy faworytem. Ja jestem jednak za tym, aby grać od spotkania do spotkania i kolekcjonować te punkty. I tak dopiero przełom marca i kwietnia zadecyduje o naszym być albo nie być. Moim zdaniem ciągle najsilniejszym zespołem w naszej grupie jest Jastrzębski Węgiel. Oni łączą grę w lidze z pucharami europejskimi. Awansowali do najlepszej siódemki Ligi Mistrzów i to o czymś świadczy. Teraz będą mieli trochę czasu na odpoczynek, bo czeka ich przerwa w LM. Zobaczymy jak teraz będą się prezentowali w PlusLidze. Fart jest na 7. miejscu w lidze. Dla mnie najważniejsze jest to, żeby utrzymać pozycję 7-8, aby w kolejnej fazie mieć przewagę własnego boiska.
Jest w ogóle sens rozgrywać drugą rundę ligi? Przecież i tak o utrzymaniu będą decydować końcowe mecze.
- Ktoś do końca nie przemyślał tego systemu gry. Regulamin jest wprawdzie fajny. Przynajmniej w naszej grupie mamy bardzo zacięte pięciosetowe spotkania. Świadczy to o tym, że to dobry pomysł, bo zrównał rywalizacje i zagwarantował emocje kibicom. Natomiast trochę źle została zaplanowana strategia całego sezonu. Sumując wszystkie spotkania z rundy zasadniczej i grupy spadkowej, moglibyśmy przegrać wszystkie 24 rywalizacje. Na końcu wystarczyłyby jednak wygrać 3 razy w play-out, aby się utrzymać. Uważam, że to jest trochę bez sensu. Nad tym włodarze powinni pomyśleć i nieco zmodyfikować system rozgrywek. Chyba rozsądnym rozwiązaniem po tej drugiej rundzie byłoby zapewnienie utrzymania zespołom z 7. i 8. miejsca. Dwie ostatnie biłyby się o utrzymanie. Wtedy ta grupa spadkowa miałaby jakiś sens. Przykładowo: jak gra Farta Kielce, który był od początku skazywany na pożarcie, a w rzeczywistości zdobył już 22 punkty, może się równać do zespołu, który przystąpi do play-offów z 10. miejsca.
Gdybyście rok temu grali w PlusLidze, to już teraz mielibyście utrzymanie.
- I wtedy na treningach moglibyśmy częściej grać w piłkę nożną (śmiech). A tak musimy ciężko trenować. To też jest pozytywne, że sami od siebie wymagamy bardzo dużo, szukamy kolejnych mobilizacji i czynników, które pchną nas do przodu. Bardzo nam zależy na wyniku. Jesteśmy zawodnikami, którzy chcą udowodnić swoją wartość i zatrzymać dla Kielc Plusligę. W związku z tym firmujemy to swoimi nazwiskami. Prezesom, działaczom, trenerom i nam zawodnikom bardzo zależy na PLS-ie. Do tego mamy jeszcze dużą grupę kibiców, którzy wspaniale zachowali się w Jastrzębiu, przyjeżdżając na mecz w kilkadziesiąt osób. Dokładnie widać, że Kielcom należy się Plusliga.
Powracając do AZS-u Olsztyn. Jest pewna analogia między Fartem, a Indykpolem. Zarówno wy jak i oni prowadziliście z Pamapolem 2:0, a przegraliście 2:3.
- To chyba wynika z tego, że Wieluń dysponuje szerokim składem i ostatnio trafia ze zmianami. Zadajmy sobie jednak pytanie, ile jeszcze Pamapol będzie miał szczęścia w tej lidze, że ze stanu 19:24, 22:24 i 21:24 będzie odwracał wyniki meczów. Oczywiście Wieluń ma mocny zespół, ale ciągle aż takiego farta mieć nie może, czego sobie oczywiście życzę.
Dla ciebie mecz z AZS-em będzie szczególny?
- To będzie kolejny mecz w lidze. Szczególny to był w pierwszym sezonie po wyjeździe z Olsztyna. W tej chwili pracuję poza domem już ósmy rok. Na pewno serducho trochę mocniej zabije, bo jest to zespół z mojego rodzinnego miasta, znam kilku chłopaków i trenerów oraz działaczy. Gramy jednak w Kielcach, dlatego nie ma to żadnego znaczenia. Na trybunach będą tylko moi najbliżsi. Jestem zawodnikiem Farta i zrobię wszystko, aby moja drużyna wygrała.
Wspominasz sobie czasy swojego seniorskiego debiutu w AZS-ie, a potem awansu z drużyną do PLS?
- To były fajne czasy. Wtedy w Olsztynie działy się porównywalne rzeczy jakie zastałem w Kielcach. To był młody zespół. Mieszkaliśmy wszyscy w miasteczku studenckim. W tamtych czasach udawało się jeszcze godzić studia z grą w siatkówkę. Na pewno było to niesamowite przeżycie. Mam z Olsztyna kupę wspaniałych wspomnień. Zresztą w tym mieście jestem około 4 miesiące w roku. Wracam tam jak tylko kończy się liga. Mieszkam w Olsztynie i będę tam mieszkał. Olsztyn był, jest i będzie moim miastem. Moja praca charakteryzuje się jednak tym, że często zmienia się miejsce pobytu.
Sentymentów jednak żadnych nie będzie?
- Na pewno nie, bo nie może ich być. Gdyby się pojawiły, to byłbym skończony w tym spotkaniu. Przecież nie mogę myśleć, że wygrywając z AZS-em, przybliżam go do spadku. Mam podpisany kontrakt w Kielcach i tutaj jestem rozliczany ze swojej gry. Trudno... Tak się życie toczy, że czasami trzeba stanąć po drugiej stronie barykady.
Rozmawiał Mateusz Kępiński
Wasze komentarze