„Wagner to fajny gość”. Kamiński pozwoli odsunąć się od składu?
Ubiegłosezonowe „odkrycie” Grzegorza Wagnera, a zarazem jeden z podstawowych środkowych i najdłużej grających zawodników Farta Kielce. Mimo że Adam Kamiński coraz rzadziej pojawia się w pierwszym składzie, nie zamierza rezygnować z walki o miejsce w szóstce.
Wygraliście spotkanie, w którym Farta nie stawiało się w roli faworyta. Był to moment przełomowy dla zespołu?
- W meczach z Jastrzębiem zawsze mamy szczęście. Wygrywaliśmy z nimi również w zeszłym sezonie. Na pewno był to przełom dla drużyny, przegraliśmy siedem spotkań z rzędu, więc w końcu musieliśmy wygrać.
Polepszyła się atmosfera na treningach?
- Po wygranym meczu atmosfera zawsze się poprawia. Nie sądzę jednak, żeby do tej pory istniały jakieś problemy. Wszyscy tak mówią, być może tak to właśnie z zewnątrz wyglądało, jednak ja w ten sposób tego nie widzę.
W ostatnim czasie komentarze kibiców nie należały do pochlebnych…
- To zawsze się zdarza, gdy drużyna przegrywa. Trzeba o tym nie myśleć i po prostu grać. Na razie to się opłaciło i mam nadzieję, że będzie coraz lepiej.
A co z opiniami na temat trenera? Jaki naprawdę jest Grzegorz Wagner?
- Wagner to fajny gość. Jest bardzo doświadczony, zresztą jego tata też był. Zna się dobrze na tej dyscyplinie.
W ostatnim spotkaniu na boisku pojawił się pan tylko w secie trzecim. Szczególny rodzaj rywalizacji z Grzegorzem Kokocińskim jest mocno odczuwalny?
- Tak właśnie powinno być. Rywalizacja między zawodnikami zdecydowanie powinna istnieć. Po to tam jesteśmy, żeby walka była. Dobrze, że Grzesiek wszedł na boisko, bo także dzięki temu wygraliśmy. I oby tak dalej.
Następny mecz grany w Kielcach – z AZS Indykpolem Olsztyn będzie próbą udowodnienia, że wynik z Jastrzębia nie był przypadkiem?
- Oczywiście. To będzie bardzo ważny mecz. Olsztyn w tabeli jest niżej od nas, więc musimy wygrać, aby zagrać w play-offach.
A jak z grą przy własnej publiczności? Jest to atut, czy utrudnienie dla zawodnika?
- U siebie, przy naszych kibicach, zawsze gra się lepiej. Poza tym hala jest bardzo fajna.
Spotykamy się dzisiaj na organizowanych przez Farta warsztatach siatkarskich dla dzieci…
- ... Jako trener występuję w Polsce po raz pierwszy. Zobaczymy, co z tego wyjdzie (śmiech).
Pana kariera rozpoczęła się w podobny sposób?
- Zupełnie inaczej. Byłem koszykarzem, a swoją przygodę z siatkówką zacząłem, gdy miałem osiemnaście lat, a więc bardzo późno.
Jak wygląda obecnie pańska sytuacja w reprezentacji Kanady?
- Miałem z tym troszkę szczęścia, ale obecnie jestem w kadrze. W maju i czerwcu gramy przeciwko Polsce w ramach Ligi Światowej.
Występy przeciwko polskiej reprezentacji są wyjątkowe?
- Na pewno tak. Dwa lata temu byłem na Mistrzostwach Świata, gdzie tez graliśmy przeciw Polsce, mogłem wtedy wejść na boisko. Z polską ekipą wygrać będzie bardzo ciężko. W ciągu ostatnich dwóch lat stała się jedną z najlepszych drużyn na świecie.
Podczas meczu z Częstochową dwie fanki Farta wygrały z panem kolację. Nagroda została odebrana?
- Słyszałem, że ktoś ją wygrał, ale nie, kolacja jeszcze się nie odbyła (śmiech)
Popularność związana z grą w siatkówkę jest w Kielcach odczuwalna?
- Coraz bardziej. Tutaj, w Kielcach, siatkówka jest coraz ważniejszą dyscypliną. Powoli wielu dowiaduje się, ze jest tu dobra drużyna siatkarska.
W grudniu brał pan udział w nagrywaniu kolędy dla czytelników naszego portalu… Nie mogłabym nie zapytać, czy wie pan już, co oznacza słowo „stajeneczka”?
- (śmiech) Teraz już wiem.
Rozmawiała Karolina Cichoń.
fot. Grzegorz Pięta
Wasze komentarze