Czy pamiętasz ten zespół? - Cersanit Nomi Kielce
Mecze na najwyższym poziomie, kolejki przed kasami jeszcze na kilka dni przed spotkaniem i mnóstwo chwil olbrzymiej radości. Nie mowa tutaj o piłce nożnej, siatkówce czy piłce ręcznej. Tak było kiedyś w Kielcach, gdy swoje mecze rozgrywali... koszykarze.
Koszykówka, sport niegdyś niezwykle popularny w naszym mieście, obecnie niestety w nie najlepszej kondycji. Być może najmłodsi kibice tego nie pamiętają, a obecna sytuacja tego sportu nie pozwala w to wierzyć, ale jeszcze 10 lat temu to właśnie basket był jedną z wiodących dyscyplin w naszym mieście.
Rok 1999. Koszykarze Cersanitu Nomi Kielce pokonują w decydującym spotkaniu Play Off I ligi Stal Stalową Wolę i wywalczają historyczny dla naszego miasta awans do koszykarskiej ekstraklasy. Jeszcze przed nim, a nawet w poprzednich sezonach (zespół grał w nich jeszcze jako Mitex Kielce) hala przy ulicy Żytniej (ta sama, w której obecnie swoje mecze rozgrywają koszykarze UMKS-u) w niemal każdym spotkaniu pękała w szwach, a publiki mógł nam pozazdrościć nie jeden zespół z najwyższej klasy rozgrywkowej. Po kilku latach niepowodzenia i przegranych decydujących spotkaniach z AZS-em Lublin nastąpił sezon przełomowy. Sezon, w którym wysiłek wielu osób w końcu został wynagrodzony.
Historyczne rozgrywki w ekstraklasie przyniosły jeszcze więcej emocji i niespodziewanych chwil radości. Rozpoczęło się jednak źle. W pierwszym spotkaniu w najwyższej klasie rozgrywkowej, kieleckie "Delfiny" w słabym stylu uległy innemu beniaminkowi Brokowi Czarnym Słupsk. To, co zdarzyło się jednak później, przerosło najśmielsze oczekiwania największych optymistów. Kielecki beniaminek wygrywa z kolejnymi rywalami i to w stylu,
jakby to on od lat był czołową ekipą polskiej ligi. Po zwycięstwie nad Bobrami Bytom kielczanie stają się sensacyjnymi liderami ligowej tabeli. Wtedy każdy kibic w Polsce doskonale wiedział już, kim są "Delfiny" z Kielc i jak bardzo trzeba się mieć na baczności, gdy staje się z nimi "oko w oko". Choć to nieprawdopodobne, kielczanie w pierwszej rundzie rozgrywek ulegli jeszcze tylko Zepterowi Śląsk Wrocław (późniejszemu mistrzowi Polski), w którego składzie występowali wówczas obecne sławy polskiej koszykówki Maciej Zieliński, czy Adam Wójcik. Wygrana Cersanitu, na oczach całej Polski (transmisja w TVP 1) z innym czołowym polskim zespołem (późniejszym wicemistrzem Polski) Anwilem Włocławek (87:85) tylko rozbudziła apetyty olbrzymiej rzeszy kieleckich kibiców.
Druga runda nie była jednak już tak udana. Ostatecznie podopieczni serbskiego szkoleniowca Stefana Tota plasują się na siódmym miejscu i z tej też lokaty przystępują do rywalizacji w fazie Play Off z drugim po rundzie zasadniczej Hoopem Pekaes Pruszków. Mimo ze faworytem byli pruszkowianie, kielczanie znów nie zawiedli i do ostatniej chwili walczyli o awans do półfinału. Ostatecznie przegrali jednak 2:3, a historyczny sezon w
ekstraklasie, po zwycięskim dwumeczu nad Brokiem Czarnymi Słupsk zakończyli na siódmej lokacie (wśród szesnastu drużyn). Kilka tygodni po jakże udanym sezonie, Kielce dopadła dramatyczna wiadomość. Michał Sołowow, główny udziałowiec kieleckiego zespołu rezygnuje z dalszego wspierania klubu i tym samym pozostawia go na pastwę losu. Nie trzeba dodawać, że już od następnego sezonu po drużynie, ówczesnych zawodnikach, pełnej hali i wspaniałych zwycięstwach z najlepszymi drużynami w kraju nie pozostało nawet śladu...
Nie oznaczało to jednak koniec tego sportu w naszym mieście. Wspierani przez francuską firmę Lafarge Nida Gips, w większości młodzi zawodnicy wywodzący się z Kielc, już po roku gry w 3 lidze wywalczają awans uprawniający do gry szczebel wyżej. Niestety jak do tej pory, ani Lafarge Nida Gips, ani obecnemu UMKS-owi nie udało się wywalczyć upragnionego awansu na zaplecze ekstraklasy, a ścianą nie do przebicia okazała się walka w drugiej lidze. Trudno też porównywać obydwa kluby. Tamten z końcówki lat 90-tych i ten obecny. Już od dobrych kilku lat w składzie drugoligowego UMKS-u Kielce 80% zawodników to rodowici kielczanie. To niewątpliwie olbrzymia atut, który w przypadku awansu drużyny do I ligi smakował by jeszcze bardziej. To także jeden z ewenementów spośród wszystkich kieleckich klubów. W równym stopniu na swoje wychowanki stawia tylko ekipa szczypiornistek KSS-u Kielce.
Przyszłość kieleckiego basketu wciąż nie jest jednak pewna. Najlepszą okazję do wywalczenia upragnionego awansu gracze Grzegorza Kija mieli w poprzednim sezonie, kiedy w decydujących potyczkach o awans zmierzyli się z równym sobie Startem Lublin. W tym roku będzie o to znacznie ciężej. Grupa C II ligi ma już swojego faworyta. Jest nim Rosasport Radom, którego najbliższe ambicje sięgają nie tylko awansu do I ligi, ale i do samej
ekstraklasy. Wydaje się, że takiej dyscyplinie jak koszykówka, w naszym mieście trudno będzie odzyskać dobre imię. Inne dyscypliny w Kielcach cały czas przecież się rozwijają Inaczej miałaby się sytuacja, gdyby nastąpiła powtórka z rozrywki i wróciły czasy z końcówki lat 90-tych, kiedy w wielu miastach Polski basket była sportem numer 1. To jednak, jak na razie nie wydaje się zbyt prawdopodobne...
To ich uwielbiały całe Kielce:
Igor Milicić: Chorwat, pierwszy rozgrywający kieleckiego zespołu. Nie jednokrotnie podrywał zespół do walki. Po rozpadzie kieleckiego klubu kontynuował występy w polskiej lidze. W kolejnych latach grał w takich krajach jak Grecja, Belgia, Turcja, czy Rosja. Od dwóch lat, znów gracz naszej ekstraklasy. Obecnie związany z zespołem AZS-u Koszalin.
Vlatko Ilić: "Już za chwilę, za chwileczkę, Vlatko rzuci nam trójeczkę" - tak śpiewali o nim fani kieleckiej drużyny, akcentując jego największą broń. Do kieleckiego zespołu przyszedł z Anwilu Włocławek. To tam na współkę z Igorem Griszczukiem stanowił o sile włocławskiej drużyny. W Kielcach jego rola wiele się nie zmieniła. Cały czas odpowiadał przede wszystkim za grę w ofensywie.
Derrick Hayes: Zdecydowanie największa gwiazda kieleckiego zespołu. W jego grze trudno było doszukać się mankamentów. Imponował skutecznością, atletyzmem, ale i także wszechstronnością. Niejednokrotnie, z konieczności odpowiadał za rozgrywanie akcji i wywiązywał się z tej roli równie znakomicie. Jego świetna forma przez cały sezon zaowocowała występem w corocznym meczu Gwiazd Polskiej Ligi Koszykówki.
Deon Watson: Dołączył do drużyny w trakcie trwania sezonu. Był jednym z kluczowych graczy. Potrafił efektownie blokować rywali, ale również samemu w równie widowiskowy sposób kończyć akcje. Zasłynął z rzutu w ostatniej sekundzie spotkania z Anwilem Włocławek, który dał kieleckiej ekipie zwycięstwo.
Kordian Korytek: Podstawowy Center kieleckiego klubu. Często zdarzało się, że mierzący 213 centymetrów zawodnik był jedynym polskim zawodnikiem w pierwszej piątce, która rozpoczynała spotkania. Ze swojej roli wywiązywał się jednak znakomicie. Potrafił wykorzystywać swoje nieprzeciętne warunki fizyczne. Od 2008 rok ureprezentuje barwy czeskiego NH Ostrava. Wcześniej grał m.in we Francji i polskich Czarnych Słupsk, MKS-e Pruszków i Kagerze Gdynia.
Robert Szczerbala: Filigranowy rozgrywający pojawiał się na boisku wtedy, gdy odpocząć musiał Igor Milicić. Swoją widowiskową grą zyskał jednak dużą sympatię kieleckich kibiców. Mimo niewielkiego wzrostu potrafił wygrywać pojedynki jeden na jeden z silniejszymi fizycznie rywalami. Miał też (jak większość kieleckich koszykarzy) dobrze opanowany rzut z dystansu. W 2005 roku wychowanek Spójni Stargard Szczeciński zakończył karierę.
Wojciech Żurawski: Był w drużynie Stefana Tota jednym z kluczowych rezerwowych. Na boisku meldował się w każdym spotkaniu. Oprócz niezłej gry w ataku, wychowanek Pogoni Ruda Śląska był podporą kieleckiej defensywy. Często jego zadaniami było "wyeliminowanie" z gry kluczowych graczy rywali. Żurawski to kolejny były koszykarz Cersanitu Nomi, który do dzisiaj kontynuuje sportową karierę. Obecnie broni barw występujących w ekstraklasie Czarnych Słupsk.
Mirosław Rajkowski: Mierzący 186 cm zawodnik występował na pozycji rzucającego obrońcy. Ze swojej roli wywiązywał się znakomicie. Mimo, iż był
kolejnym rezerwowym, potrafił (przede wszystkim celnymi rzutami zza linii 6.25) poderwać swój zespół do walki. Dziś ma 43 lata i już od dłuższego czasu nie występuje na parkietach jako zawodnik.
Marcin Kuzian: Zawodnik ten pamięta jeszcze wcześniejsze sezonu, kiedy kielecki klub walczył jeszcze na parkietach 2 ligi (obecna I liga). Wtedy był podstawowym zawodnikiem zespołu prowadzonego przez Stanisława Dudzika. Po wycofaniu Cersanitu, mierzący 203 cm skrzydłowy wciąż występował na parkietach polskiej ligi. Jego ostatnim klubem, w sezonie 2004/20005 była Noteć Inowrocław.
Grzegorz Kij: Obecny grający trener kieleckiego UMKS-u jest jedyna osobą, która pamięta tamte czasy z perspektywy parkietu. W zespole Stefana Tota nie mógł liczyć na wiele minut, jednak jego doświadczenie z tamtego okresu okazało się bezcenne w dalszej karierze zawodowej. Warto dodać, ze ta przez cały niemal czas przebiegała w Kielcach. 36-letni dziś zawodnik tylko na rok przeniósł do Warszawy, a potem Stalowej Woli.
Grzegorz Sowiński: Kolejny wychowanek w składzie ekstraklasowej drużyny. Podobnie jak Grzegorz Kij nie miał jednak zbyt wielu okazjo do pokazania się na parkiecie. Jeszcze w 2005 roku występował w drugoligowym Lafarge Nida Gips Kielce. To był ostatni sezon w jego karierze.
Sławomir Woldan: Kolejny drugoplanowy zawodnik. Pochodzi z Częstochowy, jednak do Kielc przyszedł z Zagłębia Sosnowiec. Jego kariera nabrała rumieńców w późniejszych latach, gdy występował już w ekipie Lafarge Nida Gips. Jeszcze trzy lata temu wywalczył awans do 2 ligi z GKS-em Nowiny. Z powodu nękających go kontuzji zmuszony został do zakończenia kariery.
Richmond McIver: Trzeci Amerykanin w drużynie występował na pozycji centra. Dotrwał jednak tylko do połowy sezonu. Później w kieleckim zespole zastąpił go wspomniany wyżej Deon Watson.
fot. Polskikosz.pl
Wasze komentarze
Jest źle, a tak na oko za 2 lata nie będzie tego w ogóle. Szacun, że chłopakom praktycznie za darmo chce się biegać .
Na mecze przychodzą zawodnicy, byli zawodnicy, znajomi zawodnikow, parę starszych ludzi (pewnie rodziny) i moze z 10 osob z samego zainteresowania ta druzyna, wiec o czym my mowimy.
Chociaz tyle że UMKS doczekal sie swojego kacika na internecie - wreszcie